14 lipca 2014

Afera cholesterolowa

Statyny to doskonały przykład „magicznej” pigułki przedstawianej jako skuteczny lek w leczeniu chorób serca, mimo że nie udowodniono, iż wpływają one na zmniejszenie ryzyka zgonu spowodowanego tymi chorobami.

Jest wręcz przeciwnie: podczas przeprowadzonych (uczciwie) badań wykazano, że statyny osłabiają mięśnie, poczynając od mięśnia sercowego..., a przecież przepisuje się je osobom po zawale, których serce jest osłabione!


Więcej na ten temat może nam powiedzieć Michel de Lorgeril, kardiolog i badacz z CNRS (Krajowego Centrum Badań Naukowych):

„Statyny mogą zrujnować pożycie seksualne zażywających je osób, znacząco ograniczyć ich zdolności kognitywne, spowodować pogorszenie wzroku, zwiększyć ryzyko zachorowania na depresję oraz nowotwory”.

Dodajmy jeszcze, że podczas badania przeprowadzonego z udziałem 650 pacjentów przyjmujących statyny, stwierdzono, że 87% tych pacjentów zgłaszało działania niepożądane takie jak bóle mięśni.


Lekarstwo idealne... dla przemysłu farmaceutycznego


Jedną z ogromnych zalet statyn jest fakt, że trzeba je zażywać do końca życia. Dzięki temu są one jednym z najbardziej dochodowych leków sprzedawanych w aptekach. We Francji statyny zażywa osiem milionów nieświadomych zagrożenia osób, co przekłada się na miliard euro rocznie zysków dla przemysłu farmaceutycznego.

Statyny obniżają stężenie cholesterolu we krwi, ale istnieją badania wskazujące, że nie są w stanie obniżyć ryzyka wystąpienia zawału czy udaru.

Związane jest to z faktem, że cholesterol sam w sobie nie jest odpowiedzialny za zatykanie tętnic, jak stwierdzili to naukowcy w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku; wiemy obecnie, że można mieć wysokie stężenie cholesterolu we krwi i nic sobie z tego nie robić.

Natomiast osoby, u których stężenie cholesterolu we krwi jest niskie, są zagrożone zwiększonym ryzykiem zachorowania na depresję oraz ryzykiem zgonu. Powód jest prosty:


Cholesterol jest niezbędny dla funkcjonowania naszych komórek


Cholesterol nie jest trucizną: to substancja niezbędna do budowy ścian komórkowych i produkcji hormonów (przyczynia się w ten sposób do zapobiegania szybkiemu starzeniu się); jest on także niezwykle ważny dla mózgu – u osób z niskim stężeniem cholesterolu we krwi wzrasta ryzyko zachorowania na depresję, a jego poważne niedobory prowadzą nawet do dysmorfii i upośledzenia umysłowego (zespołu Smitha-Lemliego-Opitza, SLOS).

Jednakże od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku większość lekarzy uważa, że pomimo wszelkich zalet, cholesterol jest niebezpieczny dla naszych tętnic.

Sądzą oni, że podobnie jak w rurach i kranach odkłada się kamień, cholesterol może odkładać się w naszych tętnicach, powodując zatory (czyli blokując przepływ krwi).

Według nich przyczyną zawałów i udarów mózgu są więc zatory spowodowane podwyższonym stężeniem cholesterolu w surowicy.

W rzeczywistości jednak 75% osób, które przeszły zawał, miało stężenie cholesterolu w normie.

Podczas niedawnej konferencji British Medical Association (Brytyjskiego Stowarzyszenia Medycznego)dr Malcolm Kendrick wykazał, że podwyższone stężenie cholesterolu we krwi nie prowadzi do chorób serca. Wykorzystując dane pochodzące z projektu MONICA (Multinational MONItoring of trends and determinants in CArdiovascular disease) prowadzonego przez Światową Organizację Zdrowia w piętnastu wybranych populacjach uczestników (w ramach którego różne społeczności na całym świecie są badane pod kątem występowania chorób sercowo-naczyniowych), wykazał brak związku pomiędzy występowaniem chorób sercowo-naczyniowych a stężeniem cholesterolu we krwi.

Dziś wiemy już, dlaczego tak jest:


Twoje tętnice są pożerane przez „drapieżne cząsteczki”


Najnowsze tezy wysuwane przez naukowców zakładają, że powstawanie złogów w tętnicach jest reakcją obronną organizmu na działanie substancji oksydujących oraz powodujących stany zapalne.

Wewnętrzne ściany tętnic są w normalnych warunkach chronione przez cienką warstwę, która pozwala na krążenie krwi bez przywierania jej komórek do ścian tętnic w sposób podobny do spływania wody po liściach drzew: na ich powierzchni tworzą się krople, które jednak po chwili znikają bez śladu, spływając w dół.

Problem pojawia się w momencie, w którym we krwi znajdą się „drapieżne cząsteczki“. Przylegają one do ścian tętnic, uszkadzają je i pozostawiają ślady w postaci ubytków.

Te drapieżne cząsteczki nazywamy wolnymi rodnikami. Trafiają one do naszego organizmu z otoczenia (spaliny, dym papierosowy, zanieczyszczenia). Do ich powstawania przyczynia się także niewłaściwa dieta oraz naturalne procesy metaboliczne zachodzące w komórkach naszego ciała. Wolne rodniki powodują niszczenie ścian tętnic w taki sam sposób, w jaki tlen powoduje korozję metalu.

Na szczęście nasze ciało odpiera te ataki i nie pozostaje bezczynne, wypełniając ubytki w ścianach tętnic za pomocą specjalnego spoiwa, znacznie wydajniejszego niż najdroższy cement z Leroy-Merlin: cholesterolu połączonego z wapniem i innymi substancjami.

Musimy więc zrozumieć, że reakcja ta jest nie tylko pożądana, ale wręcz niezbędna do przeżycia!

Problemy zdrowotne pojawiają się dopiero wtedy, gdy pozwalamy na wzrost liczby „drapieżnych cząsteczek” i ponowne atakowanie ścian naszych tętnic. Efektem tego jest nakładanie nowych warstw „cementu”, co prowadzi do powstawania złogów.

Jak walczyć z tymi drapieżnymi cząsteczkami (czyli wolnymi rodnikami)? Jak zapobiegać ich powstawaniu i jak je niszczyć?


Cząsteczki, które niszczą wolne rodniki


Natura dysponuje cudownymi substancjami, które chronią Twój organizm przed wolnymi rodnikami. Te substancje to antyoksydanty.

Antyoksydanty to substancje chemiczne, które mają niezwykłą zdolność niszczenia wolnych rodników: przekształcają te drapieżne cząsteczki atakujące nasze tętnice w nieszkodliwe, łagodne jak baranki substancje, które prześlizgują się przez tętnice bez wyrządzania im nawet najmniejszej szkody.

W jaki sposób możesz zwiększyć ilość spożywanych antyoksydantów? To niezwykle proste:

Pełne antyoksydantów są warzywa i owoce; dotyczy to przede wszystkim warzyw ciemnozielonych (szpinaku, botwinki, groszku), czerwonych warzyw i owoców (papryki, pomidorów, wiśni, porzeczek), warzyw i owoców zawierających niebieski barwnik (jagód, jeżyn, czarnych porzeczek, bakłażanów ze skórką), jednakże antyoksydanty znajdują się także w grejpfrutach, rodzynkach i winie. Te antyoksydanty, które nadają roślinom kolor i zapach, nazywamy polifenolami.

Najlepszym sposobem zapewnienia sobie codziennej dawki antyoksydantów jest spożywanie dużych ilości sezonowych warzyw i owoców, świeżych i dojrzałych, w formie możliwie najbardziej zbliżonej do naturalnej, czyli nieprzetworzonych, surowych.

Przede wszystkim wybieraj ekologiczne warzywa i owoce, uprawiane niedaleko naszego miejsca zamieszkania, ponieważ podczas długiego przechowywania i transportu tracą one antyoksydanty.

Oczywiście jest to niemożliwe na co dzień, dlatego też należy dostarczać organizmowi antyoksydanty pod postacią soków (na przykład soku z granatów) lub suplementów diety (czyli witaminy E i witaminy C).


Wzmocnij działanie antyoksydantów


Niewielu ludzi wie, że najważniejsze jest spożywanie antyoksydantów wyłącznie w formie nieutlenionej, czyli zredukowanej.

Łatwo zapamiętać różnicę: witamina C w formie zredukowanej ma postać białego proszku. Po utlenieniu natomiast przybiera barwę brązową. Sok z granatów, który zawiera dużo antyoksydantów, traci swoje właściwości w kontakcie z powietrzem, ponieważ powietrze je utlenia.

Podobnie dzieje się wewnątrz Twojego ciała: te antyoksydanty, które walczą z wolnymi rodnikami, ulegają utlenieniu i przestają działać.

Aby móc na nowo wykorzystać te antyoksydanty, Twój organizm potrzebuje specjalnych enzymów. Wśród tych enzymów znajduje się wytwarzany w wątrobie koenzym Q10, zwany też CoQ10.


Najsilniejszy antyoksydant wytwarzany w Twoim organizmie!


Okazuje się, że koenzym Q10 może regenerować i wzmacniać działanie innych antyoksydantów takich jak witamina C, tokotrienole (witamina E) oraz karotenoidy (np. astaksantyna) w momencie, kiedy zostają one utlenione w organizmie.

To doprawdy cudowne działanie. A przy tym koenzym Q10 ma jeszcze wiele innych zalet: przede wszystkim jest on najsilniejszym antyoksydantem w Twoim organizmie.

Ponadto jest on dosłownie „iskrą życia”, ponieważ służy do rozpoczynania procesów spalania w komórkach (a dokładniej w ich „elektrowniach”, zwanych mitochondriami), co umożliwia mięśniom kurczenie się.

Jest to więc substancja niezwykle przydatna dla starszych osób, które czują, że mają mało energii.

Koenzym Q10 wspomaga również zachodzący w mitochondriach proces przekształcania tłuszczów i cukrów w adenozyno-5'-trifosforan (ATP), główne źródło energii dla mięśni, a w szczególności dla mięśnia sercowego.

Warto zauważyć, że działanie koenzymu Q10 nie ogranicza się tylko i wyłącznie do serca: znajduje się on w całym organizmie, a w szczególności w błonie śluzowej dziąseł i żołądka, w tkankach wszystkich narządów składających się na układ odpornościowy, w wątrobie, w nerkach oraz w prostacie. Stąd też jego inna nazwa: „ubichinon”, pochodząca od łacińskiego słowa ubique (`wszędzie`).

Koenzymowi Q10 poświęcono tysiące publikacji naukowych, 15 międzynarodowych konferencji, nie licząc ponad 36 kontrolowanych placebo badań klinicznych w Japonii, Włoszech, Niemczech czy Szwecji.

To właśnie Japończykom udało się na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku odkryć właściwości koenzymu Q10. W Japonii przepisuje się go pacjentom od 1974 r.; obecnie zażywają go miliony pacjentów. Jednakże większość zachodnich lekarzy z nieznanego powodu nadal ignoruje koenzym Q10.

Może dlatego, że jest to naturalna substancja, której nie można opatentować, a co za tym idzie – która nie ma żadnej wartości dla przemysłu farmaceutycznego?


Stężenie koenzymu Q10 w organizmie maleje z wiekiem


U młodych, zdrowych ludzi wątroba wytwarza wystarczająco dużo koenzymu Q10, który wspomaga pracę serca, płuc, mięśni oraz walczy z wolnymi rodnikami. Koenzym Q10 dostarcza więc energii do najważniejszych narządów (serca i mózgu) oraz zapewnia ochronę skóry, włosów i oczu.

Problemy zaczynają się jednak pojawiać, gdy zaczynasz się starzeć, gdy chorujesz, przyjmujesz leki lub źle się odżywiasz. Wtedy produkcja koenzymu Q10 ulega spowolnieniu. W wieku 50 lat organizm wytwarza 25% koenzymu Q10 mniej niż w wieku 20 lat, co wyjaśnia wiele objawów starzenia (w wieku 80 lat wytwarzamy nawet o 65% koenzymu Q10 mniej).

Bez koenzymu Q10 nasze ciało nie jest w stanie odtwarzać antyoksydantów (witaminy E i C oraz polifenoli). Ponadto znacząco spowalnia produkcja energii na poziomie komórkowym.

Z tego powodu konieczne może być przyjmowanie koenzymu Q10 pod postacią suplementów diety. Jest to szczególnie ważne u osób, które zażywają statyny:


Koenzym Q10 przeciwdziała działaniom ubocznym powodowanym przez statyny


W 1990 r. naukowcy z koncernu farmaceutycznego Merck odkryli, że aby znieść działania uboczne statyn, wystarczy dodać do nich koenzym Q10.

Opatentowali oni to zastosowanie koenzymu Q10, po czym cała sprawa trafiła... do kosza.

To prawdopodobnie jeden z największych skandali związanych z przemysłem farmaceutycznym.

Statyny obniżają stężenie cholesterolu we krwi, blokując produkcję mewalonianu, który wytwarzany jest w taki sam sposób, jak... koenzym Q10!

Oznacza to, że systematyczne przyjmowanie statyn blokuje wytwarzanie koenzymu Q10, a nie tylko cholesterolu!7 Powoduje to zmniejszenie stężenia koenzymu Q10 w mitochondriach, a co za tym idzie, zmniejszenie produkcji energii w komórkach, co wywiera widoczny wpływ na mięśnie, poczynając od mięśnia sercowego i zwiększając podatność na szkodliwe działanie wolnych rodników.

Zażywanie koenzymu Q10 może więc być niezwykle ważne dla osób przyjmujących statyny; amerykańscy lekarze od dziesięciu lat walczą o to, aby przy przepisywaniu pacjentom statyn, obowiązkowo przepisywać także koenzym Q108!


Jak wytwarzać DUŻO energii komórkowej?


Wspomniałem już, że koenzym Q10 pomaga w procesie przekształcania tłuszczów i cukrów w adenozyno-5-trifosforan,czyli w ATP, który jest podstawowym źródłem energii dla naszego organizmu.

Ale czy wiesz, ile ATP dziennie wytwarza Twój organizm?...

Otóż... tyle, ile ważysz.

Oznacza to, że jeśli ważysz 65 kg, Twoje mitochondria muszą wytwarzać 65 kg ATP dziennie (który jest stale zużywany i odtwarzany), a koenzym Q10 musi bezustannie pomagać w tym trudnym zadaniu. Wszystkie Twoje mięśnie bez przerwy potrzebują koenzymu Q10. Największe zapotrzebowanie na ten koenzym występuje w mięśniu sercowym, który jest Twoim najaktywniejszym mięśniem.

Szokujące jest więc zalecanie „rozwiązania” polegającego na stosowaniu środków obniżających stężenie cholesterolu, które jednocześnie prowadzą do znacznego obniżenia stężenia koenzymu Q10.

Niskie stężenie koenzymu Q10 w tkankach oraz we krwi objawia się znacznymi problemami związanymi z układem sercowo-naczyniowym; w jednym z badań wykazano bezpośredni związek niskiego stężenia koenzymu Q10 z występowaniem tych problemów.

W toku licznych badań udowodniono jednak, że u osób, u których w mięśniach, mitochondriach i krwi znajduje się więcej koenzymu Q10, znacznie poprawia się funkcjonowanie czerwonych krwinek (erytrocytów). Prowadzi to do ciekawych sytuacji:


Ocaleni od śmierci w ostatniej chwili


Profesor Folkers, naukowiec, który opisał budowę chemiczną koenzymu Q10 w 1958 r., kierował pierwszym kontrolowanym placebo badaniem klinicznym wraz z dr. Perem H. Langsjoenem (w latach 1983–1985), specjalizującym się w badaniu wpływu koenzymu Q10 na działania uboczne statyn.

Wyniki ich badań, opublikowane w prestiżowym czasopiśmie Proceedings of the National Academy of Sciences, wykazały, że u 19 pacjentów, którzy otarli się o śmierć, stwierdzono „znaczącą poprawę stanu klinicznego” dzięki zwiększeniu stężenia koenzymu Q10 w ich organizmie!

Podczas pięciu kontrolowanych placebo badań klinicznych, przeprowadzonych w latach 1984–1991, wykazano, że dzięki zwiększeniu stężenia koenzymu Q10 w organizmie można ograniczyć bóle w klatce piersiowej oraz zwiększyć wydolność fizyczną. Podczas jednego z tych badań dowiedziono, że poziom koenzymu Q10 jest bezpośrednio powiązany z czasem, który pacjent bez zmęczenia może poświęcić na ćwiczenia fizyczne.


O 90% szybszy powrót do zdrowia po zabiegach chirurgicznych!


W badaniu, którego wyniki opublikowano na łamach Journal of Clinical Investigation w 1983 r., pacjentom cierpiącym na choroby układu sercowo-naczyniowego podawano placebo lub koenzym Q10 przez 14 dni przed zabiegiem chirurgicznym i przez 30 dni po zabiegu.

W grupie, która przyjmowała koenzym Q10 nie tylko poprawiło się krążenie krwi, produkcja ATP czy czynność serca przed zabiegiem, ale powrót do zdrowia po zabiegu przebiegał...

SZYBCIEJ i Z MNIEJSZYMI KOMPLIKACJAMI.

Natomiast pacjenci otrzymujący placebo dochodzili do zdrowia...

DŁUŻEJ i CZĘŚCIEJ WYSTĘPOWAŁY U NICH POWIKŁANIA.


Koenzym Q10 nie ma efektów ubocznych


Dr Peter Langsjoen przeanalizował wyniki 34 kontrolowanych placebo badań klinicznych, w których wzięło udział 2152 pacjentów cierpiących na choroby układu sercowo-naczyniowego. Stwierdził on, że koenzym Q10 nie jest toksyczny. Dodał także, że jest on „całkowicie bezpieczny i nie wykazuje toksyczności, co stwierdzono w ponad 1000 opublikowanych badaniach klinicznych”.

Muszę jednak dodać, że wiele zależy od rodzaju przyjmowanego koenzymu Q10. Na rynku dostępne są trzy rodzaje koenzymu Q10:


  1. syntetyczny,
  2. półsyntetyczny i
  3. naturalny.

Na poziomie cząsteczkowym te trzy rodzaje są bardzo do siebie podobne, jednakże dwa pierwsze są mniej odpowiednie dla naszego organizmu, ponieważ zawierają więcej zanieczyszczeń.

Ceny tych produktów także znacznie się różnią. Związane jest to przede wszystkim z miejscem produkcji koenzymu Q10.

Najtańszy dostępny w Europie koenzym Q10 pochodzi najczęściej z Chin. Produkt ten niekoniecznie musi być złej jakości, jednakże istnieje większe ryzyko, że zawiera on zanieczyszczenia oraz substancje szkodliwe dla zdrowia.

Nieco droższy jest koenzym Q10 sprowadzany z Indii. Jest on mniej ryzykowny i z całą pewnością zawiera mniej zanieczyszczeń.

Jeżeli jednak mam zamiar podawać go swoim dzieciom i rodzinie oraz sobie samemu, to zdecydowanie wolę zapłacić więcej i kupić naturalny koenzym Q10 wyprodukowany w USA lub Japonii. Cena jest oczywiście znacznie wyższa (we Francji kosztuje on od 40 do 60 euro za opakowanie).

Istnieją jeszcze droższe preparaty, w których znajduje się ubichinol, czyli koenzym Q10 w postaci zredukowanej (pozbawionej elektronów). Uważam jednak, że jest to zwykły chwyt marketingowy, bowiem ta wysoka cena nie wiąże się w żaden sposób z lepszym działaniem. Jedynym wyjątkiem jest stosowanie go u osób w wieku powyżej 90 lat, u których układ enzymatyczny uległ osłabieniu.


Jak stosować koenzym Q10?


Podsumowując, uważam, że zażywanie koenzymu Q10 może wywrzeć zbawienny wpływ na zdrowie osób przyjmujących statyny, a także tych, którzy martwią się procesami starzenia swojego serca i tętnic.

Żadna inna substancja nie jest w stanie dostarczać komórkom energii i jednocześnie zwalczać wolne rodniki tam, gdzie się one pojawiają, czyli wewnątrz komórek, a w tym samym czasie wspomagać inne antyoksydanty w walce ze stanami zapalnymi pojawiającymi się w całym organizmie.

Jeżeli chodzi o dawkowanie, to zalecana dawka to 50 mg dwa razy dziennie, jednak skonsultuj to również jeszcze ze swoim lekarzem.

Najlepiej łykaj kapsułki podczas posiłku zawierającego tłuszcze, ponieważ koenzym Q10 lepiej przyswaja się w obecności tłuszczów.


Środki ostrożności


Koenzym Q10 wcale nie jest placebo, jak to próbuje się nam wmawiać. Ten suplement diety ma rzeczywiste działanie; nie bez powodu przed rozpoczęciem jego stosowania należy koniecznie skontaktować się ze swoim lekarzem. Lekarz z całą pewnością wspomni o tym, że:


  • Ze względu na podobną budowę chemiczną koenzymu Q10 i witaminy K, nie wolno zażywać koenzymu Q10 podczas przyjmowania warfaryny (Warfin) i acenokumarolu (Acenocumarol WZF, Sintrom).
  • Koenzymu Q10 nie powinny zażywać osoby z uszkodzeniem wątroby oraz pacjenci, u których stwierdzono niedrożność dróg żółciowych, a także cukrzycy przyjmujący leki kontrolujące hipoglikemię.
  • Warto także pamiętać, że podczas przyjmowania dodatkowych dawek witaminy E stężenie koenzymu Q10 w organizmie będzie wzrastać znacznie wolniej, ponieważ spora jego część weźmie udział w odzyskiwaniu utlenionej witaminy E, która posłużyła do zwalczania wolnych rodników i została utleniona.

Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, aby zachęcić Cię do dbania o zdrowie swojego serca, komórek i do dostarczania sobie odpowiedniej ilości energii. Myślę, że warto nadal prowadzić badania nad koenzymem Q10, który przez czasopismo „Alternatif Bien-Être“ został nazwany jednym z „cudownych środków zapobiegających starzeniu”.

Na zdrowie!

Artykuł pochodzi z serwisu - Poczta Zdrowia

Brak komentarzy: